środa, 3 grudnia 2014

Sąd nad lekturą.

Ostatnio sporo o książkach, tworzeniu nowych list lektur, poszukiwaniu sposobów by zachęcić do czytania.
W tym wszystkim pada wypowiedź Marcina Polaka, koincydencyjna z rozmowami jakie tu i ówdzie toczymy z grupą znajomych. Polecam [link].

I proszę, jak na zamówienie, dziś w naszym domu odbył się sąd nad szkolną lekturą. Niewątliwie znaczenie ma świadomość trwającej akcji.
Ja wysyłałam swoje propozycje... (choć zamiast wpisać tytuły książek, które chciałabym z listy obecnej usunąć, wpisałam kilka zdań komentarza... ). Sam Michał wysyłał swoje propozycje w ankiecie na temat nowej listy lektur.

Na wokandę trafił dziś "Tajemniczy ogród". Lektura z okolic II etapu edukacji.  Dzieci mają poznanie tej książki za sobą. Kiedyś, kiedyś... po wspólnym czytaniu, oglądaliśmy też ekranizację autorstwa Agnieszki Holland. W zeszłym roku, podczas egzaminu kończącego IV klasę, Michał miał kilka pytań związanych z fragmentem tej książki. Ale ponieważ co jakiś czas do różnych książek wracamy... I ponieważ świeżo w nasze ręce trafiła broszurka z grami nawiązującymi do "Tajemniczego ogrodu"... Odsłuchaliśmy fragmenty książki w formie audiobooka i... rozpoczęła się dyskusja.

- Nie chcę już czytać tej książki. Jest dla mnie nudna.
- Rozwiniesz?
- Myślę, że ta książka jest dobra dla dzieci w trzeciej klasie....
- Nie, ja jestem w trzeciej! To jest książka dla dzieci w drugiej klasie!
- Ale większość dzieci w drugiej klasie nie przeczyta samodzielnie takiej książki...
- Ja przeczytałem.
- Są dzieci, które nie przeczytają.
- No tak... ale może ktoś im czytać... Albo mogą czytać inne książki! Nie trzeba tej!
- Powiedziałeś, że ta książka jest nudna. Może już cię nudzi, bo już ją czytałeś?
- Może. Ale to nie tylko dlatego.
Porozmawiamy o tym? Chciałabym posłuchać.
- Mamo, wiesz... lubię, że pozwalasz nam mówić, że coś się nam nie podoba, albo, że tego nie lubimy. Możemy mieć własne zdanie.

Tak oto rozpoczął się nasz mały, prywatny sąd nad lekturą. Choć Michał używał słowa "debata".
Panowie zasiedli w ławie oskarżyciela. Przygotowali swoje mapy i notatki, mające na celu wskazanie 'słabych punktów' książki. Dlaczego "nie".
Odczytywali, ja przedstawiałam, jeśli miałam, kontrargumenty. Notowałam zatem i ja.
Dyskutowaliśmy.
Nawet zrobiliśmy grafikę przebiegu akcji książki i jej modyfikacji ;-)
Rozmawialiśmy o tym, co jest w tej książce istotne... I jakie inne książki mogłyby dotykać podobnych kwestii, ale w inny (ciekawszy, współcześniejszy) sposób.


A potem, nim ogłoszony zostanie werdykt, zagraliśmy w grę opartą na motywach książki [M. Kowalski, Między nami graczami. Wydawnictwo GWO]. Mocno zmodyfikowaliśmy reguły, ponieważ nie mamy klasy szkolnej, a parę dzieci. I bardziej liczył się 'fun' niż konkurowanie między chłopcami.


A gdy zdobyta została ostatnia konewka.... Chłopcy i tak kontynuowali jeszcze grę, odpowiadając na pytania... i dobrze się przy tym bawiąc. Po czym postanowili wrócić do ogrodu, w filmowej wersji.

- Wiesz mamo, bo każda książka może być fajna, jeśli się ją czyta kiedy trzeba... albo jeśli w nią tak zagramy.

Nie da się "grać" we wszystkie książki. Dostrzegam jednak potencjał właśnie w róznorodności samych książek, form bawienia treściami... W różnorodności poznawania lektur... czytanie samodzielne, czytanie przez nauczyciela, słuchanie audiobooków... I w tym, by słuchać głosu dzieci. Zgadzać się na ich wybory, na to, że pewnych książek, w jakimś momencie nie będą dzieci czytać... 

Rozmawiać o książkach... i czytać samemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz